Moje życie należy do Boga, prowadzi je Maryja.
Mam na imię Marcin. Jestem klerykiem w Zgromadzeniu Księży Misjonarzy Saletynów, obecnie jestem na czwartym roku studiów teologicznych w Krakowie. Chcę, aby to świadectwo nie było opowiadaniem o moim cierpieniu, ale o cudownym działaniu Boga
w moim życiu, przez wstawiennictwo Maryi, która zawsze jest przy mnie.
Jezus prowadzi mnie do świętości, pozwalając mi, trzymać się krawędzi Jego Krzyża, dzięki temu idę razem z Nim w tym samym kierunku. Kiedy upadam z powodu słabości, Maryja jako troskliwa Matka podtrzymuje mnie posyłając w dalszą drogę.
Wydarzyło się to czternaście lat temu w Wielki Piątek. Idąc do kościoła na adorację Pana Jezusa zasłabłem, upadając na twarde, drewniane schody. To był jeden z moich upadków, zbliżających mnie do Chrystusa, dzisiaj dziękuję Panu Bogu za ten ułamek minuty, gdyby nie to, nie był bym dzisiaj tym kim jestem.
Po kilku chwilach odnalazła mnie mama, leżącego na schodach. Zadzwoniła do szpitala po pomoc. Wtedy zaczął się dramat, walka z czasem, okazało się że nie ma karetki, która mogła by po mnie przyjechać. Bóg czuwał nade mną, w tej samej chwili przyjechał wujek na święta, zawiózł mnie do krośnieńskiego szpitala, gdzie zrobiono mi tomografie głowy. Wykryto dużego krwiaka mózgu. Z Krosna zostałem przewieziony helikopterem do Rzeszowa. Tam przeszedłem długą operację, trwającą ponad 5 godz. Po zabiegu przytomność odzyskałem dopiero Wielką Niedzielę w dzień zmartwychwstania Jezusa. To jest dla mnie kolejny wyraźny znak od Boga, że jest przy mnie i ma dla mnie wielkie plany, które realizował już wtedy. Mimo odzyskania przytomności jeszcze przez kilka miesięcy nie mogłem chodzić i długi czas trudno było mi mówić.
Kiedy mój stan się poprawił, zostałem odłączony od komputerów i trafiłem do zwykłej sali. Tam leżała za mną pani, która miała problem z kręgosłupem i nie mogła chodzić. W czasie pobytu w szpitalu codziennie przychodził do mnie ksiądz z Komunią św. Odwiedziny kapłana przynoszącego do mnie Pana Jezusa, bardzo mnie cieszyły i zawsze próbowałem z nim rozmawiać, mimo że przychodziło mi to z trudem. Pewnego dnia, kiedy przyszedł do mnie, stało się coś co wcześniej nie miało miejsca. Kobieta która za mną leżała poprosiła go o spowiedź. Nie mogąc wyjść słyszałem rozmowę po spowiedzi. Wyznała w niej że już 10 lat nie była u spowiedzi, jednak widząc tego chłopca, jego radość z wizyty księdza, czy kogokolwiek innego, mimo że nie może chodzić i ledwie mówi, a życie jeszcze przed nim, postanowiłam przystąpić do Komunii św. Po kilku miesiącach wyszedłem ze szpitala. Lekarze mówili, że nigdy wcześniej nie spotkali się z przypadkiem, kiedy po tak poważnym urazie pacjent wychodzi bez większych śladów.
W czasie mojej walki o życie, bardzo dużo ludzi wspierało mnie swoją modlitwą, między innymi oddawano mnie w opiekę Matce Bożej Jaśliskiej, przy obrazie z Jej wizerunkiem odprawiano za mnie Mszę świętą, odmawiano różaniec i inne nabożeństwa skierowane do Niej. Kilka lat po tym wydarzeniu byłem na rekolekcjach w charyzmatycznej wspólnocie
w Niemczech, tam jedna z sióstr, która się nade mną modliła powiedziała: „Kiedyś musiałeś bardzo cierpieć, twoje życie było zagrożone, wielu ludzi modliło się wtedy za ciebie do Maryi, to Ona wyprosiła ci zdrowie dzięki wstawiennictwu tych ludzi. Sześć lat temu porwała mnie do Saletynów, zakonu który jest jej poświęcony.