Być Matką.
W 2013 roku u pani Ani, dwudziestodziewięcioletniej matki dwójki dzieci, zdiagnozowano chorobę Hodgkina. To nowotwór układu limfatycznego – ziarnica złośliwa. Dla całej rodziny i wszystkich bliskich był to ogromny szok, zwłaszcza, że nikt w jej rodzinie nigdy nie chorował na nowotwór.
Pani Ania poddała się leczeniu, które polegało na systematycznym podawaniu mocnej dawki chemioterapii. Należało działać agresywnie, gdyż był to nowotwór złośliwy, więc kolejnym etapem były naświetlania czyli radioterapia.
Zapytaliśmy pani Ani, co pomogło im przeżyć ten trudny czas i znieść tyle bólu i niepewności.
– Zawsze najważniejszy dla mnie był Pan Bóg i nawet przy tak dużym doświadczeniu nie przyszło mi nawet przez myśl, żeby się od Niego odwracać, żeby się buntować, czy pytać: dlaczego to mnie spotkało, dlaczego ja!? Wraz z całą rodziną zaczęliśmy się modlić i szukać pocieszenia w Panu Bogu. Wtedy usłyszeliśmy, że Matka Boża Jaśliska wyprasza bardzo dużo łask dla ludzi, którzy za jej wstawiennictwem modlą się o uzdrowienie. Ponieważ Jaśliska znajdują się około 20 kilometrów od mojej miejscowości, więc udaliśmy się przed obraz Matki Bożej, aby Ją prosić o opiekę i siłę na całe leczenie oraz o łaskę uzdrowienia. Odprawiane były Msze Święte w mojej intencji przed Jej obrazem, moja rodzina uczestniczyła w pieszych pielgrzymkach na Lipowiec. Pielgrzymki te organizowane są od maja do października, a w mojej intencji odprawionych było kilka. Niestety, nie mogłam w nich uczestniczyć z powodu leczenia i osłabienia organizmu.
Chemioterapia prowadzona w szpitalu w Brzozowie pod nadzorem doktora Radwańskiego przebiegała bardzo dobrze. Już pierwsze dawki chemii sprawiły dużą poprawę i zmniejszenie guzów. Po skończonej chemioterapii okazało się jednak, że niektóre guzy są jeszcze aktywne, więc poddałam się radioterapii. Stale czułam na sobie opatrzność Matki Bożej Jaśliskiej, która dawała się odczuć w każdym dniu. Podczas całego leczenia czułam spokój i byłam dobrej myśli. Wiedziałam, że Pani Jaśliska czuwa nade mną i że wszystko skończy się dobrze. I tak się stało. Po końcowych badaniach okazało się, że jestem zdrowa. Jestem przekonana, że to za wstawiennictwem Matki Bożej Jaśliskiej.
W trakcie jednej z wizyt zapytaliśmy z mężem lekarza, czy mamy jeszcze jakieś szanse na zajście w ciążę po takim leczeniu. Lekarz powiedział, że najpierw trzeba zakończyć leczenie, a w dłuższej perspektywie starać się o zajście w ciążę w późniejszym czasie. Nie napawało nas to optymizmem.
Już wtedy mieliśmy syna i córkę, więc dziękowałam Bogu, że ich mam, chociaż moim marzeniem było mieć trójkę lub więcej dzieci. W lutym 2014 r. skończyłam radioterapię a w maju 2014 okazało się że jestem w ciąży i to bliźniaczej. Całą ciążę odczuwaliśmy duży niepokój i martwiliśmy się o to, czy urodzą się nam zdrowe dzieci. W styczniu 2015 roku urodziły się nam dwie zdrowie i śliczne córki – Antonina i Aniela.
Zarówno dla mnie, jak i dla mojej rodziny, fakt urodzenia dwóch zdrowych córek po tak intensywnym leczeniu onkologicznym jest widocznym znakiem obecności i pomocy od Maryi, która nie opuściła nas podczas tych trudnych chwil.