Zima jest porą roku za którą poza dziećmi nie wielu przepada. To czas kiedy można się wymrozić, wyśnieżyć. To pojawiające się problemy z jazdą po drogach itp. ..itd… Jednak bywa i tak, że ten czas zimowej stagnacji jest okresem bardzo pozytywnym i twórczym. Przede wszystkim można trochę odpocząć, odsapnąć, nabrać sił , energii. Można też na spokojnie przeanalizować i zaplanować wiele spraw. Tak było w naszym przypadku. Po podsumowaniu i ucieszeniu się sporymi osiągnięciami jak na pierwszy „rok remontowy” przystąpiliśmy do planowania nowych działań. Wczesną wiosną odbyło się spotkanie rady Parafialnej w celu ustalenia co będziemy robić w roku bieżącym. Pewne działania wynikały już siłą rzeczy… Bowiem pod koniec roku 2012 złożono wniosek do programu Rozwoju Obszarów Wiejskich w ramach tzw. „Odnowy Wsi”. Wniosek dotyczył remontu całego zewnętrza kościoła filialnego w Woli Niżnej oraz wymiany okien w Sanktuarium. Do przygotowania tego wniosku przyczynił się w największej mierze pan wójt Ignacy Lorenc. Pomógł równocześnie przygotować kolejne trzy wnioski do tego samego programu: na drogę procesyjną wokół kościoła w Jaśliskach, na drogę do kościoła w Woli Niżnej oraz na wymianę stolarki okiennej i drzwiowej w Starej plebanii. Złożyliśmy także wnioski do MKiDN oraz do Konserwatora Zabytków na zakończenie prac przy remoncie elewacji w Jaśliskach (ściana południowa i kaplica zachodnia) oraz na konserwację ołtarzy bocznych.
Te wszystkie plany i nadzieje zostały omówione i zaakceptowane. Pojawił się także wniosek aby pomyśleć o ogrzaniu kościoła czyli wykonaniu centralnego ogrzewania wnętrza sanktuarium. Planować zawsze można i trzeba . I nadzieje też warto zawsze mieć. Chociaż te wszystkie zamierzenia na zdrowy rozum wydawały się trochę fantastyczne i nierealne. Ale przecież mamy „KOGOŚ” kto nad nami czuwa i nieustannie wspomaga . Tak było przez całe wieki. To ONA – Królowa Nieba i Ziemi. Maryja wybrała sobie to miejsce i w swoim jaśliskim wizerunku przez co najmniej cztery wieki opiekuje się naszą parafia, a szczególnie świątynią. Warto przy tym zaznaczyć że w ciągu tych wszystkich wieków nasz kościół nigdy nie uległ poważnemu zniszczeniu na skutek wojny, pożaru czy powodzi, chociaż takowe pożogi niszczyły same Jaśliska, jak i świątynie z sąsiednich miejscowości.
A zatem ALLELUJA i do przodu…
Konserwacja ołtarzy bocznych
Szybko nadeszła wiosna. Zaraz po świętach wielkanocnych konserwatorki dzieł sztuki panie Sandra Benedyk-Dyl i Halszka Granek zdemontowały i wywiozły z kościoła ołtarze boczne. Te rokokowe dzieła sztuki były w bardzo kiepskim stanie. W ostatnich latach wykonywano na nich tzw.„eksperymentalnekonserwacje” co skutecznie wysączyło i wybiło cały urok i piękno tych wspaniałych barokowych obiektów. Ołtarze św. Tekli i Serca Jezusowego powstały w drugiej połowie XVIII w. i są przykładem dość wysokiego kunsztu stolarki i snycerki ołtarzowej. Aż dziw że w czasach kiedy Jaśliska były bardzo biednym i podupadłym gospodarczo miasteczkiem, ówczesnych parafian było stać na tak wartościowe dzieła sztuki. Ołtarze zostały zawiezione do pracowni konserwatorskiej w Sanoku.
Remont ściany południowej i kaplicy zachodniej
W czerwcu firma INWEST- BUD przystąpiła do zakończenia remontu elewacji kościoła. Została ściana południowa oraz kaplica zachodnia. Pogoda była zamówiona więc robota szła w miarę sprawnie. Okazało się że po zimie na ścianach które zostały już wyremontowane pojawiły się pęknięcia. Pan Prezes firmy obiecał że w po zakończeniu wszystkich robót w ramach gwarancji usunie usterki.
Wola Niżna – odwodnienie
W związku z tym że „wypaliły” wszystkie wnioski na „Odnowę Wsi” złożone do Lokalnej Grupy działania – „ Kraina Nafty”, można było dobrać się do kościoła w Woli Niżnej.
Ta świątynia p.w. św. Mikołaja, to dawna cerkiew greckokatolicka zaadoptowana w latach 50 na kościół filialny parafii jaśliskiej. Zbudowana na początku XIX w. zewnętrznie jest przykładem próby tzw. latynizacji kościoła katolickiego obrządku wschodniego, co miało miejsce pod koniec XVIII w. Dlatego zewnętrznie kościół bardzo przypomina stare świątynie rzymskokatolickie. Podobnie jak sanktuarium, również i w Woli Niżnej kościół przedstawiał się ruinalnie. Dwa lata wcześniej obito do wysokości 2 m. tynki, co jeszcze bardziej pogrążyło kościół przygnębiającym widokiem.
Kiedy na pierwszym spotkaniu Rady Parafialnej, radni z Woli Niżnej z nieśmiałością zapytali: A co będzie z naszym kościółkiem??? To może my jakoś sami, osobno spróbujemy nasz kościół ogarnąć. Przez chwile zapanowała cisza. A zaraz pojawiła się odpowiedź. Jak to sami….?!!! Sami to sobie niewiele zrobicie. Musimy razem, wspólnie. Nie może być „ My i Wy.” Musi być „razem” a w tej jedności jest nasza siła i wielka szansa na powodzenie wszystkich planów. Nie bójcie się My Was nie zostawimy. I tak też musi być. AMEN.
We wrześniu porządna i sprawdzona już Firma „POTOK” rozpoczęła prace przy odwodnieniu kościoła filialnego w Woli Niżnej. Żeby robota szła szybciej, bo dzień był już krótszy panowie „Potoki” zanoclegowali się na starej plebanii. Jak to było poprzednio w Jaśliskach – profesjonalnie, szybko i rzetelnie. Za niecały miesiąc robota była wykonana a „potoki” odpłynęli. To co było najważniejsze i najradośniejsze to fakt, że spod kościoła, a także z dachu zaczęła odpływać woda, nie nawadniając kościoła, jak to było do tej pory.
Wykonanie termodernizacji i ogrzewania kościoła
Nasz kościół Jaśliski zawsze słynął z pięknego, łaskami słynącego obrazu Matki Bożej. Niestety słynął też z tego że było w nim bardzo zimno. Ktokolwiek miał przyjemność pielgrzymować do naszego sanktuarium zimowo-wiosenną porą, modląc się przez chwilę na zawsze zapamięta przenikające , potworne zimno. Jest to kościół zbudowany z kamienia. Jeżeli wejdzie w mury mróz i chłód, to będzie trzymał długo i skutecznie, aż do późnej wiosny, a nawet do czerwca. Nic dziwnego że rodzice zawsze prosili aby dzieci z klasy drugiej Pierwszą Komunię miały w ostatnią niedzielę maja. Bo wtedy bywa już trochę cieplej. Oczywiście dodatkowe poczucie zimna potęgowała wszechobecna wilgoć. Jednak po roku działania systemu odwadniającego ściany ku wielkiej radości nie były wilgotne, a nawet suche. (Wcześniej po zimie wilgoć wychodziła w wielu miejscach na ścianach do ponad dwóch metrów).
Od dwóch lat kościół był ogrzewany elektryczną nagrzewnicą. Jednak grzanie kościoła , który nie jest stermodernizowany (pojedyncze , nieszczelne szyby, niedocieplony strop, podłoga bez izolacji, kiepska stolarka drzwiowa) graniczy z szaleństwem. Poza wysokimi kosztami rachunków za energie, efekt był znikomy (może trochę złamane powietrze). Ale równie szaleńcze byłoby w sytuacji kilku innych trwających już inwestycji zaczynać nową bardzo trudną i kosztowną. Ale na to szaleństwo pozwoliliśmy sobie. Dzięki pomocy finansowej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, pokonaliśmy i tę przeszkodę. Wcześniej trzeba było wykonać kosztowne projekty i dokumentację. To wszystko odbywało się na „wariackich obrotach” aby zdążyc przed zimą. Panowie architekci starali się jak mogli aby wywiązać się na czas z zadania.
Jednak najgorsze było przed nami…
Roboty ziemne – demontaż posadzki
Zaraz po odpuście sierpniowym została wyczytana pierwsza kolejka osób do tzw. prac ziemnych w kościele. Trzeba było zdemontować istniejącą posadzkę. W dużej mierze ceramiczne płytki sprzed 100 laty były zniszczone i popękane. Ale jak tylko można było starano się w miarę możliwości uratować jak najwięcej zabytkowej terakoty, która później być może będzie ułożona na starej plebanii.
Codziennie przez 2 tygodnie panowie i panie wkopywali się wgłąb posadzki. Najpierw trzeba było wywieść ziemie, która znajdowała się pod płytkami. Następnie wyciągnąć prawdopodobnie pierwszą posadzkę (kamienne rzeczne płyty). To wszystko z wielką pieczołowitością i delikatnością przenoszono na zewnątrz kościoła i składano na kupkach, aby w przeszłości wykorzystać do ułożenia kamiennej drogi procesyjnej wokół kościoła. Aż serce rosło jak każdego dnia z uśmiechem na twarzy ok. 20 osób wykonywało tę ciężką pracę. Nasi parafianie wiedzą, że to, co możemy zrobić i zrobimy sami nie będzie nas kosztować finansowo. Kasa potrzebna będzie na inne rzeczy i działania… Należy przy tym dodać, że bardzo różne bywały reakcje parafian, którzy zaglądali, co się dzieje w kościele. Niektórzy z podziwem wspierali pracujących. Byli i tacy, którzy chwytali się za głowę powtarzając, „…co oni narobili…”.
Po wywiezieniu wszelakiego podłoża ok. 70 cm. rozpoczęła się wspinaczka w górę. Najpierw ubijanie podłoża, potem 30 cm. kruszywa (tłuczeń ,kliniec, żwir), następnie pierwsza betonowa wylewka (10 cm) . Już to wszystko wyglądało trochę lepiej. Trzeba zaznaczyć, że to wszystko bezinteresownie wykonywali nasi parafianie. Również nasi panowie położyli po wyschnięciu betonu folie i ułożyli na posadzce styrodur (10 cm) . Przy okazji udało się napowietrzyć piwnice. Przewiercono się w prezbiterium do piwnic i rurą przy ścianie wyprowadzono do bocznego okienka (w cokole ściany)wentylacje piwnic. Wcześniej piwnice zostały uporządkowane, odwodnione i wysypane na podłożu żwirem (to też zrobili nasi parafianie).
Serce się raduje widząc taki wielki zapał, poświęcenie i jedność. Ale cóż, wszystkim przyświeca jeden cel: Dla Pana Boga, dla Matki Bożej i dla nas. Nawet wikariusz ks. Marcin Ziobro widząc, że chwilami siły opadały parafianom, sam zawijał rękawy brał łopatę albo kielnie i rzucał się w wir prac remontowych co na nowo podrywało do ataku osłabionych panów (czasem i panie).
Panowie Jan Puchalik i Roman Szymczakowski wraz z pomocnikami położyli na sklepieniu kościoła dwudziestocentymetrowa kołderkę z wełny mineralnej, co tez wymagało siły i sprytu – dali rady.
Wykonanie ogrzewania
Tyle mogliśmy sami zrobić. Teraz czas na instalacje grzewczą. Tego podjęła się profesjonalna firma SUNTRANS z Gorliczyny (koło Przeworska) . szef firmy pan Leszek Szlachta , miał spore doświadczenie w tym względzie, dlatego ze spokojem przyglądaliśmy się, jak jego pracownicy krok po kroku instalowali ogrzewanie w systemie posadzkowym. Z dnia na dzień na srebrnej folii pojawiało się coraz więcej plastikowych rurek układanych w określonych formach. W tym samym czasie pan Wacław Koniuch z Nowego Wiśnicza przywiózł specjalny kocioł grzewczy na biomasę (zrębki, palet, brykiet) którym miał być ogrzewany cały kościół. Ten ciekawy, trochę pozytywnie zakręcony człowiek sam to wymyślił i opatentował. To wszystko ma działać dobrze i niezawodnie . Wkrótce się o tym przekonamy.
Po zainstalowaniu wszystkich urządzeń grzewczych, trzeba było zalać betonem rozłożone na posadzce wężownice. To równocześnie miała być ostatnia wylewka , która będzie bezpośrednim podłożem pod płytki. Najpierw nasi parafianie wylali i rozłożyli beton. Przyjechała w tym celu specjalna ekipa z okolic Rzeszowa. Pięciu panów miało wykonać posadzkę o równej powierzchni. W związku z tym że „gruszka „z betonem przyjechała późno ok. 18.00 widać było na twarzach majstrów przerażenie. Natychmiast ks. Marcin wyszedł na Jaśliska i zwołał „pospolite ruszenie”. Kto tylko był pod ręką brał łopatę , żelazne grabki albo taczki i za 15 min. przed kościołem pojawiła się ku zdziwieniu i zadowoleniu panów majstrów, kompania wykwalifikowanych robotników. Robota szła błyskawicznie. Kilka samochodów z betonem zostało opróżnione i błyskawicznie rozplantowane na posadzce. Panowie majstrowie z podziwem i zatrwożeniem przyglądali się naszym specjalistom. Swoją opinię wyrazili krótko: „Fajnie, super, ale raczej nie chcielibyśmy z tymi panami spotkać się na ścieżce wojennej….”. Po godz. 24.00 przyjechała następna ekipa z odpowiednimi sprzętami (coś podobnego do Helikoptera w miniaturze ). Prawie do białego rana jeździli, po posadzce. Równali i gładzili , aż kościół się trząsł. Te wszystkie ciekawe działania i czynności były na bieżąco dokumentowane fotograficznie. Na zdjęciach robionych w nocy, właśnie podczas tych głośnych przecierek w kościele, pojawiły się w tle dziwne srebrzyste kule. Niektórzy twierdzą że to są tzw. ORBY. Jedni twierdza że są to zjawiska nadprzyrodzone np. duchy, inni że wada technologii cyfrowej. Trudno powiedzieć… Nieprzyjemne odgłosy maszyn trwały do rana . Pojawiała się obawa że ludzie się pobudzą i majstrów wykopią. Ale wszystko się dobrze skończyło się dobrze .Robota była zakończona. Teraz trzeba czasu na wyschnięcie posadzki. Po dwóch tygodniach państwo Leszek i Gertruda Gęborysowie w ramach wieczornej rekreacji zapuścili posadzkę specjalnym utwardzającym preparatem. Teraz, po trzech miesiącach, można było się wnosić i wprowadzać do kościoła. W czasie remontów wszystkie nabożeństwa były sprawowane w Sali domu ludowego, która gratisowo wynajęła Gmina Jaśliska.
Wymiana stolarki okiennej i drzwiowej
Termodernizacja to również wymiana kiepskiej stolarki okiennej i drzwiowej. Okna w kościele były wymieniane sto lat temu, podczas „wielkiego remontu” za proboszczowania ks. Jana Moszkowicza. Ten kapłan w sposób mistrzowski dokonał wówczas prawdziwej remontowej rewolucji naszego kościoła. Tylko w skrócie nadmieniając – połączono wówczas nawę kościoła z wieżą, podwyższono kościół , wymieniono dach oraz wyremontowano całe wnętrze. „Mistrzostwo świata i czapki z głów”. Kto by pomyślał że wtedy gdy tuż przed pierwszą wojną była wielka bieda, nasi parafianie dali rady takim wyzwaniom . No cóż jak widać w Jaśliskach wszystko jest możliwe…
Kilka lat temu trochę pokitowano nieszczelności w oknach, ale to tylko tymczasówka i prowizorka. Wiatry z przełęczy od strony Kamienia,wdmuchiwały się do środka kościoła, ruszając pozłoconymi żyrandolami. W ramach realizacji programu „ Odnowy Wsi”, wymieniliśmy całą ślusarkę okienną zarówno w Jaśliskach jaki w Woli Niżnej, bo przecież Wola nie może zostać w tyle…. Konserwator zabytków zalecał, aby nowe okna w swoich aluminiowych profilach nawiązywały do starej stalowej ślusarki. Nie było to łatwe, gdyż mało jest firm które produkują okna z takimi profilami. Jednak Firma „Szew-Pol” spod Przeworska poradziła sobie z takimi wymogami i wykonała okna z podwójnie zespolonymi szybami (ornament Catedral). Również profile specjalnie sprowadzane z Belgii w dużej mierze nawiązują do stalowych profili sprzed stu laty. Po trzech miesiącach produkcji przywieziono wykonane okna do Jaślisk. Do montażu okien przybyła również spod Przeworska specjalna ekipa bojowa, która miała podołać temu zadaniu. Młodzi panowie pełni energii, po przyjeździe natychmiast „ruszyli do boju”. Pomimo młodego wieku z robotą radzili sobie dość dobrze. Najpierw usunęli stare okna . Trzeba było wybijać szyby , wycinać poszczególne metalowe pręty a także wykuwać żelazo z muru. Brzydka i nieprzyjemna robota. Dzięki Bogu pogoda dopisywała (a była już połowa października). Część ekipy działało w Jaśliskach a pozostali na Woli Niżnej. Po usunięciu starych okien zamontowano nowe. Dzięki wypożyczonym zwyżkom panowie dość sprawnie montowali kolejne okna. Pracowali od rana do późnego wieczora. A potem odpoczywali na plebani, gdzie mieli nocleg. Z robotą radzili sobie bardzo dobrze z „ żeniaczką” trochę gorzej. Po pewnych nieporozumieniach z miejscową młodzieżą, zrezygnowali z zabiegów matrymonialnych i z jeszcze większą energią kończyli wprawianie okien. Przed Wszystkimi Świętymi okna były gotowe.
Czy damy radę zrobić coś ze stolarką drzwiową? Niby zabytek, a nie zabytek. Drzwi główne i boczne wykonane w latach 70 dwudziestego wieki nie za bardzo pasowały w swoim wyglądzie do estetyki barokowego kościoła. Zastanawialiśmy się nad ewentualnymi przeróbkami . Ale jak to bywa w tym przypadku – czasem lepiej i taniej jest zrobić jest nowe niż remontować niby stare. W związku z tym, że te zewnętrzne drzwi nie przedstawiały wartości ani historycznej ani zabytkowej postanowiono wymienić.
Po raz kolejny doświadczyliśmy działania „Królowej Nieba i Ziemi”, która nie tylko otwiera ludzkie serca. Pewnego pięknego niedzielnego popołudnia zjawiło się na plebani dwóch dżentelmenów. Jeden to pan Andrzej Kurdyła zwany „Małolepszym” a drugi to jego szwagier – pan Aleksander Perkołub, stolarz z Bukowska ożeniony na Posadzie Jaśliskiej. Być może on albo jego żona pochodząca z naszej parafii,mieli jakiś sen, albo wewnętrzne natchnienie w którym Matka Boża kazała zrobić za darmo drzwi główne do kościoła. Z taką też intencją owi panowie przybyli i wyrazili chęć natychmiastowego działania. Bogu niech będą dzięki. Drzewo daliśmy mu swoje, on robociznę i zaraz przystąpił do dzieła, żeby zdążyć przed zimą.
Nasi miejscowi stolarze też nie są gorsi. Trudno powiedzieć czy z bardziej z zawstydzenia czy z wewnętrznej potrzeby, ale zaraz po tamtym fakcie zameldował się miejscowy mistrz stolarki pan Leszek Madej zwany „Łoziniokiem”. Wyraził wolę i ochotę (nieprzymuszoną), że zajmie się stolarką wewnątrz kościoła i zewnętrznymi drzwiami bocznymi. Wewnętrzna stolarka to duże drzwi wahadłowe, drzwi boczne (2 szt), drzwi do zakrystii i skarbca ,drzwi z zakrystii na zewnątrz kościoła (wewnętrzne) . Zewnętrzne drzwi od strony południowej zakrystii wykonała firma „Szew- Pol” w ramach dobrej współpracy. Były obawy czy zdążą przed zimą. Bo jak to bywa z doświadczonymi stolarzami – w dobrym tonie jest przetrzymywanie przez dłuższy czas klienta. To znak, że stolarz jest solidny i poważny. Przed świętami pan Perkołub zamontował drzwi główne do kościoła. Wyglądały dobrze , solidnie i raczej ładnie. Estetyka nawiązywały do prawdziwych drzwi barokowych z tzw. dzwonkami. Pan Andrzej Kurdyła ufundował stylizowane zamki , klamki a także zawiasy i drzwi były gotowe. Przed końcem roku Pan stolarz z Bukowska przywiózł jeszcze szafy wnękowe do w starej zakrystii. Niestety już nie gratisowo, ale przynajmniej mamy ciekawe meble zakrystyjne…
Nasz miejscowy stolarz nie dał rady. Powiedział:”jak chcemy żeby stolarka była jak trza, trzeba cierpliwie poczekać do wiosny”. Uszczelniliśmy, zatem wyciągnięte drzwi boczne styropianem i pokornie będziemy czekać pierwszy promyki wiosennego słońca.
Podsumowanie A.D 2013.
Krótko oceniając i podsumowując sytuację : W tym roku – ZASZALELIŚMY!!! Kościół w Jaśliskach na zewnątrz był wyremontowany, na Woli Niżnej dawna cerkiew odwodniona. Okna w obu kościołach wymienione. Termodernizacja w sanktuarium prawie zrealizowana (zostały jeszcze drzwi boczne). Ołtarze boczne wykonserwowane w I etapie (konserwacja techniczna). Roboty odebrane i zaakceptowane przez kontrolerów z Urzędu konserwatorskiego i Urzędu Marszałkowskiego. Finansowo dzięki sporym dotacjom i pożyczkom też daliśmy rady. Wprawdzie kościół wewnątrz nie wygląda najlepiej, bo ściany do 2 metrów są poobijane z tynku (zrobili to również nasi parafianie w celu aby ściany przez zimę wysychały), puste niepomalowane ściany – miejsca po wywiezionych ołtarzach bocznych. I ogólnie całe przybrudzone mocno kolorowe wnętrze nie napawające optymizmem. Jesteśmy wszyscy bardzo zmęczeni i fizycznie i finansowo. Ale w sumie szczęśliwi, że dało się pchnąć do przodu aż tyle roboty. I wreszcie co jest bardzo ważne w kościele poczuliśmy od nóg realne ciepło. Na termometrze widać temperaturę 12 stopni. Tego w Jaśliskach w zimie chyba nigdy w historii nie było. To też obaliło panującą od dawna teorię „że tego kościoła po prostu nie da się ogrzać”. Jak widać i czuć z Bożą pomocą , osobistym chceniem , i ciężkim wysiłkiem wszystkich parafian nie ma rzeczy niemożliwych. Zresztą o to już troszczy się nasza Wielka Pani Jaśliska.