Trudno uwierzyć, że to już czwarty rok naszych zmagań,wysiłków, modlitwy i pracy. Tę machinę jak widać, ciężko zatrzymać. I chyba nie wolno jej też zatrzymywać. To tak jak z naszym ogrzewaniem posadzkowym w kościele. Jak się raz zapali to trzeba cały czas grzać i utrzymywać stałą temperaturę, czasem można trochę podwyższyć, czasem obniżyć, ale w żadnym wypadku wygaszać.
Zima została także pracowicie wykorzystana. Prawie wszystko zaplanowaliśmy. Plany wydają się coraz bardziej odważne, a nawet zuchwałe. Będziemy kontynuować remont ołtarza, na co dostaliśmy dofinansowanie, wykonamy drogę – chodnik z kamienia naturalnego do kościoła w woli Niżnej (w ramach realizacji projektu z tzw. „Odnowy Wsi”. Czy damy radę pomalować w środku kościół i położyć posadzkę kamienną??? Bo tego nikt nam nie dofinansuje. Bardzo odważne, pobożne życzenia. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Czas pokaże…
Wykonanie drogi do kościoła na Woli Niżnej
W związku z tym, że do końca maja trzeba rozliczyć się z wykonania drogi do kościoła na Wolę Niżną, zaraz na początku kwietnia odpaliliśmy. Sprawdzona już Firma Pana Dobrowolskiego ruszyła z kopyta. Mając wprawę z poprzedniego roku, jak powiadali: „Teraz to już mały pikuś”. Rzeczywiście robota paliła się im w rękach. Już w jesieni przygotowali sobie podłoże z tłucznia i klińca. Następnie całą tę powierzchnię ubili i zwalcowali. Po przezimowaniu i uleżeniu teraz wszystko było gotowe do zabawy w układanie „kamyczków”. W połowie maja pan Józef zameldował wykonanie zadania. Robota zrobiona, odebrana. Jedno mamy już z głowy.
Malowanie kościoła – konserwacja polichromii.
Nic chyba tak nie burzyło emocji jak decyzja i planowanie, malowania kościoła wewnątrz. Obecna polichromia z przełomu lat 60 i 70 dwudziestego wieku wykonana została przez artystów krakowskich w stylu socrealistycznym. Artyści jednak próbowali połączyć w scenach biblijnych Nowego Testamentu elementy malarstwa wczesnochrześcijańskiego i cerkiewnego. Najbardziej dyskusyjne i problematyczne było wtopienie tych scen z życia Matki Bożej w charakterystyczne tła o bardzo agresywnej i nieszlachetnej kolorystyce. Niektórzy nazywają to wprost majtkowymi kolorami. Po długich konsultacjach, kilku specjalnie zwoływanych komisjach z udziałem konserwatorów, postanowiono i zdecydowano na wykonanie nowej aranżacji malarskiej nawiązującej do kolorystyki pierwotnej. Były to bardzo nieliczne fragmenty tynku, które odskrobano w kolorze sienny. W latach sześćdziesiątych przed malowaniem, całość polichromii autorstwa Bogdańskich po prostu skuto do kamienia, prawie nic nie zostawiając. Z czasów baroku ocalało tylko jedno malowidło w kaplicy bocznej. Ta decyzja o zamalowaniu obrazów ściennych mogła być bardzo trudna i dla wielu kontrowersyjna. Dlatego konsultacje prowadzono także z przedstawicielami parafii, którzy wyrazili zgodę na takie działania. Pozostało znaleźć odpowiednią firmę, która by się podjęła malowania kościoła. To tez nie jest proste. Konserwator zalecił, aby malowanie wykonać farbami wapiennymi, które dla wykonawców są zawsze kłopotliwe. Wcześniej nasi parafialni fachowcy: Jan Puchalik i Roman Szymczakowski do kilku metrów, gdzie tylko znajdowały się pęknięcia lub ubytki w tynkach naprawiali usterki. Wybudowali także z cegły sarkofag, na którym będzie opierał się ołtarz główny. Teraz trzeba było znaleźć firmę malarską. Po dość intensywnych poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na Firmę „Piontek” spod Opola. Wcześniej obejrzano kilka kościołów, w których pracowali malarze – Piontki. Wszędzie te prace były wykonane dobrze, starannie i estetycznie. Poza tym proboszczowie dawali im bardzo pozytywne referencje. Dodatkowym atutem firmy były zwyżki, z których malowali najwyższe partie. Perspektywa ustawiania rusztowań i wyłączenia kościoła na jakieś półtora miesiąca trochę przerażała. Dlatego chyba znowu „KTOŚ” podziałał i pomógł wygrzebać tych Ślązaków. Mówi się , że: „jak ślązoki robio to robio a jak bijo to bijo” i jeszcze parę innych porównań… I rzeczywiście tak było. Znalezienie tej firmy to strzał w dziesiątkę. Prace rozpoczęły się po 11 sierpnia. Od razu w pierwszym dniu określiliśmy dokładny zakres działań i prac malarskich. Kiedy przedstawiliśmy plan ewentualnego zamalowania obrazów na sklepieniach, pan Alojzy Piontek spokojnie posłuchał, a następnie zdecydowanie powiedział: „Jo bym to na sklepieniu zostawioł”. A dlaczego skoro w tej chwili nie wygląda to dobrze. Na to pan Alojzy: „Teroz to byle jok wyglądo, ale jak to obmalujemy, obrazy obczyscimiy i zaimpregnujemy , to będzie pięknie wyglądać. Jo to wiem, bo już ze 100 kosciołow molowołem. Nom by było łatwiej to wszystko zamalować, ale mi zależy żeby u wos w tym kościele było pięknie i zoboczycie, że tak bydzie…”. Nic nam nie pozostało jak posłuchać starego fachowca. Chłopy od razu rzucili się na robotę. Już po pierwszych trzech dniach wiedzieliśmy, że „bydzie dobrze”. Od 7.00 do 20.00, szaleli z robotą a robota się im w rękach paliła. To był niezwykły widok jak ojciec z dwoma młodymi synami i dwoma pomocnikami fruwali na tych zwyżkach. Jeżeli trzeba było wykonywali dodatkowe roboty np.likwidowanie i scalanie pęknięć na tynkach, pomaganie w instalacji kabli elektrycznych na gzymsach. Po dwóch tygodniach Piontkowie zakończyli swoją robotę. Prawie wszyscy, którzy obserwowali robotę a potem zobaczyli efekt końcowy byli pod wrażeniem. Nawet konserwatorzy z urzędu wyrazili swój podziw dla tak dobrej ciekawej i niekonwencjonalnie wykonanej roboty. Teraz nawet niezbyt ciekawie wyglądające malowidła prezentują się jak prawdziwe dzieła sztuki. Wielu komentując te prace mówi, ale to wszystko super siadło. Ano i siadło, tak jak zapowiedział pan Alojzy Piontek. To nie jest dobrze, to jest bardzo dobrze. Takich fachowców w ciemno można polecić każdemu.
Układanie Posadzki.
Malowanie poszło. Jakoś daliśmy radę. Trzeba iść za ciosem. Teraz na celowniku posadzka kościoła. To bardzo trudny temat do realizacji. Podobnie jak z malowaniem nawet trudno powiedzieć ileż to spotkań , komisji , konsultacji w tej sprawie się odbyło. Dwa lata wcześniej zdemontowaliśmy starą posadzkę. Były to płytki ceramiczne sprzed ponad 100 laty. Wtedy również była to trudna i skomplikowana inwestycja. Ówczesny proboszcz ks. Garbaczewski marzył o tym, aby zrobić nową posadzkę, bo wcześniej była prawdopodobnie drewniana. Ten świątobliwy kapłan wówczas godzinami modlił się i a potem działał. Po prostu chodził i żebrał, aby uskładać pieniądze na te inwestycję. Bo jak pisał w kronice parafialnej: „ Ja jestem biedny, moi kochani parafianie są biedni, co to będzie, jak Matka Boża nie pomoże…”. I pomogła. Bo za jakiś czas napisał: „Tandem! Dzięki Bogu! Dnia 26 czerwca 1895 ukończono posadzkę w kościele tutejszym. Prześlicznie wygląda. Wszystko piękne. Niechże Pan Jezus Litościwy i Miłosierny przyjmie tę ofiarę ubóstwa naszego. Bo tylko ubodzy i biedni drobnymi datkami złożyli się na pokrycie kosztów tej prawdziwie wspaniałej posadzki. A ja, niegodny sługa Pański, nie tylko, że nie szukam w tej sprawie ani chluby ani zasługi, ale nadto z całego serca zrzekam się nawet i nagrody od Boga. Non mihised Domini Tuo da gloriam, Domine”. W tamtym czasie tego typu płytki ceramiczne były na topie. Układano je w nowo budowanych kościołach zwłaszcza neogotyckich. Układano je także w dworach,pałacach, kamienicach miejskich. Pomimo historyczności i ciekawej estetyki, stara posadzka uległa znacznej degradacji. Na skutek wilgoci, przenikających przez mury kamienne wód na przestrzeni tego czasu posadzkę miejscami wprost podnosiło, płytki wyłamywało. Wprawdzie łatano zniszczoną ceramikę zaprawami cementowymi. Jednak wyglądało to bardzo nieestetycznie. Koszty ewentualnej konserwacji i rekonstrukcji byłyby bardzo wysokie, a efekt estetyczny wątpliwy. Dlatego wziąwszy to wszystko pod uwagę w konsultacji i akceptacji z Urzędem Konserwatorskim,postanowiliśmy ułożyć nową marmurowa posadzkę w kompozycji „karo”. Jak w przypadku malowania również i tutaj były różne wątpliwości, obawy, niepokoje jak to wyjdzie, czy nie będzie uderzała zbytnią nowoczesnością, czy będzie solidna i praktyczna w użytkowaniu? Te pytania nurtowały wielu parafian i pewno jeszcze jakiś czas będą nurtować. Aby płytki kamienne nadały świątyni barokowy charakter, bo taki posiada, konserwator zalecił marmur i najlepiej bez wysokiego połysku. Jeżeli marmur, to polski jest jednym z najlepszych – bo polski. Zdecydowaliśmy się na marmur z Bolechowic (jasny brąz ) i Morawicy (beżowy). Ponadto firma Pana Jacka Łaty z Podłeża koło Pińczowa zaproponowała delikatny szlif, który miałby płytki trochę postarzyć. A więc do dzieła… Trzeba było szykować kasę i szukać płytkarzy, najlepiej takich, którzy już układali posadzki marmurowe w kościołach. Trzeba było wybrać się na małą wycieczkę po różnych kościołach gdzie były układane posadzki i zobaczyć, kto, co, jak i za ile…Zdecydowaliśmy się na firmę Pana Józefa Pezdana spod Sędziszowa Małopolskiego. Trzyosobowa ekipa rodzinna teść i dwóch zięciów ruszyli z kopyta. Niestety takiej roboty, podobno nie da się wykonać w tempie błyskawicznym. Chociaż był początek października i zima tuz tuż, trzeba było się uzbroić w cierpliwość. Bo z jednej strony czekanie na transport płytek z Podłęża, a z drugiej dokładność i „spokój grabarza” płytkarzy. Powoli pokonywali kolejne metry kwadratowe powierzani posadzki. W sytuacji popędzania, starszy majster spokojnie i flegmatycznie powtarzał: „albo chcecie mieć robotę wykonaną szybko i byle jak, albo wolniej, dobrze i dokładnie, a marmur jest zuchwały i nie lubi popędzania…”. Jak tak mówi, to pewno wie. Nawet nie próbowaliśmy dalszych perswazji. Niech, zatem będzie wolniej, ale dobrze. Dnia 26 listopada 2015 r ukończono posadzkę w kościele tutejszym. Prześlicznie wygląda. Wszystko piękne. „Niechże Pan Jezus Litościwy i Miłosierny przyjmie tę ofiarę ubóstwa naszego. Bo tylko ubodzy i biedni drobnymi datkami złożyli się na pokrycie kosztów tej prawdziwie wspaniałej posadzki…”. Trzeba jeszcze dołączyć jeszcze tych, którzy trochę większe datki złożyli i pożyczyli.
Konserwacja i instalacja szafy ołtarza
Jeżeli chodzi o ołtarz główny teraz panie konserwatorki dobrały się do całej struktury ołtarza. Tak jak wcześniej metoda i system jest podobny. Oczyszczanie, odrobaczanie, impregnowanie, wzmacnianie, uzupełnianie itp. Teraz dojdzie jeszcze malowanie. Po wykonaniu wcześniejszych badań i odkrywek wraz z konserwatorami krośnieńskimi postanowiono powrócić do pierwotnej kolorystyki ołtarza. Na niektórych elementach znaleziono kolor – niebieski – „ultramaryna”. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę że to będzie szok termiczny dla parafian, którzy od kilkudziesięciu już lat przyzwyczaili się do jasno szarego koloru. A tu prawie granatowy odcień. Ale skoro tak było kiedyś i to był pierwotny odcień barokowego ołtarza, to niech tak pozostanie. Amen!!!!!! Panie konserwatorki w celu rozwibrowania koloru, aby nie był płaski tzn. aby drewniana struktura nie wyglądała plastikowo wykonały tzw. kreskowanie w innych odcieniach. W rezultacie dało to bardzo korzystny efekt zestarzenia nowo wykonanej aranżacji malarskiej. Po dodaniu części elementów złoconych oraz gotowego już złoconego antepedium cały obiekt być może będzie wyglądał imponująco? Na początku października konserwatorki przystąpiły do instalacji ołtarza. To wszystko zbiegło się z robotami przy układaniu posadzki. Zatem trzeba było szukać takich rozwiązań i kompromisów, aby wykonawcy prac nie wchodzili sobie w drogę. Raczej się to udało. Łatwo jest coś zdemontować rozebrać. Tak jest prawie ze wszystkim.Podobno niektórzy są takimi fachowcami w tym względzie, że potrafią potem z tej jednej rzeczy złożyć dwie. Na szczęście nasze specjalistki nic niepotrzebnego nie dodały, ani nic, co było wartościowe nie usunęły. Wcześniej nasz miejscowy stolarz Pan Kazimierz Marczak zwany ”Kandora”, wykonał całą nową drewnianą konstrukcję pod ołtarz, a następnie zamontował to wszystko. Nawet mu to dobrze wyszło. Konserwatorki dla zasady trochę pomruczały, ponarzekały– jak to kobiety – artystki, ( że nierówno, że krzywo, że nie pasuje), ale w końcu trochę zmarzły i wzięły się do roboty. Z bólem, ale po prawie tygodniu „szafa ołtarzowa” stanęła. Przez chwile rzeczywiście ołtarz w kolorze ultramaryny mocno kontrastuje i prowokuje oczy i odczucia estetyczne. Ale po chwili zmysły przyzwyczajają się i dostrzegają szereg analogii podobieństw, choćby nawet w elementach błękitnych polichromii ściennej, jak również ciemnego odcienia posadzki. Raczej większość parafian po chwilowym odczuciu dysonansu, z biegiem kolejnych dni przyzwyczaiła się i obecnie niektórzy wprost twierdzą że: „Teraz to już wydaje mi się że to tak zawsze było”. Było, jest i pewno, przez co najmniej kilkadziesiąt lat będzie.
Wykonanie oświetlenia
Kościół pomalowany. Ołtarz stoi, płytki położone. Teraz pasowałoby to jakoś mądrze wyeksponować. Do tego zawsze służy odpowiednie oświetlenie – iluminacja. Najpierw trzeba wspomnieć całą historię z elektryką. Jak można się domyślić w takich starych kościołach przeważnie są problemy w tym względzie. Bo instalacje przestarzałe, kiepskie przewody, zwisające kable, nowe odbiorniki. Już jesienią 2011 roku zostały wymienione wszystkie przewody. Później pochowano w ścianie (w plastikowych rurkach) zwisające kable od nagłośnienia. Prace te wykonywali panowie Stanisław Grzywacz, Adam Dańczak oraz Jan ……. Tuż przed malowaniem nowe przewody wyciągnięto na górne gzymsy oraz zamontowano w ścianach bocznych. Tym wszystkim zajęli się panowie: Ryszard Mezglewski zwany „Kozik” oraz jego szwagier Jan Jedziniak. A nawet wspomógł ich proboszcz z Czarnej bieszczadzkiej ks. Jan Brusz – bo podobno dobrze się na tym zna…To oni z pomocą Krzysztofa Janiszewskiego zamontowali halogeny ledowe na górnych gzymsach oraz w prezbiterium i kaplicach bocznych. Zakupiono także i zamontowano kinkiety boczne stylizowane barokowo, gdyż starsze w stylu gierkowskim nie bardzo się nadawały. Światła mają różne barwy: ciepłe, zimne, tak żeby wszyscy parafianie byli zadowoleni, ( bo jedni wolą chłodniej inni cieplej). Przede wszystkim chodzi o odpowiednie wyeksponowanie poszczególnych elementów wyposażenia kościoła.
Konserwacja Obrazu Matki Bożej
Jeden z najważniejszych elementów wyposażenia kościoła to „Cudowny Obraz” Matki Bożej Jaśliskiej, łaskami słynący, koronowany w Krośnie w 1997 r. przez Jana Pawła II. To nie tyko niezwykły przedmiot kultu.To również perła, jako dzieło sztuki. Obraz malowany na desce, sygnowany, autorstwa Piotra Burnathowicza, malarza z Brzozowa, datowany na 1634. Jednakże istnieją przesłanki, że malowidło jest starsze i pochodzi z pogranicza Węgier i Słowacji. W czasach husytyzmu czego jednym ze skutków był ikonoklazm (niszczenie obrazów i rzeźb sakralnych), a który objął tamte tereny, obraz w XVI w. mógł trafić do Jaślisk. Są to jednak tylko przesłanki, które nie do końca można potwierdzić. Często w tym względzie pojawia się określenie „prawdopodobnie”. Przez wiele wieków parafianie jaśliscy zżyli się z tym wspaniałym wizerunkiem. Zresztą kult nie ograniczał się tylko do parafii. Jako obraz łaskami słynący przyciągał pielgrzymów z parafii sąsiednich, także parafii greckokatolickich, jak również z zagranicy szczególnie z Węgier i Słowacji. To ci właśnie pątnicy, często przybywali do naszej świątyni i obchodząc na kolanach ołtarz Matki Bożej powtarzali ze łzami w oczach: „Matko Boża wróć do nas”, co jest ważną przesłanką na wersję pochodzenia obrazu spoza granic Polski. W połowie XIX obraz został przemalowany, prawdopodobnie przez któregoś artystę z rodu Bogdańskich. Dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych ówczesny proboszcz ks. Jan Baran zajął się bardzo wnikliwie obrazem Matki Bożej. Trzeba mocno podkreślić, że ten kapłan prawie całe swoje życie spędzone w Jaśliskach (1964 -2005), poświecił rozpowszechnianiu kultu Królowej Nieba i Ziemi. Z dziecięca ufnością powierzał Jej swoje życie i tego uczył swoich parafian. Swoją gorliwością i maryjnym entuzjazmem przyciągał do jaśliskiego sanktuarium całe grupy pielgrzymów z różnych stron diecezji, kraju i zagranicy (Słowacja). To za jego wielkim poświeceniem, pracą i osobistym zawierzeniem, doszło do koronacji obrazu. Parafianie jaśliscy nigdy mu tego nie zapomną.
W latach 1967/68 Państwo Henryk i Krystyna Gójdowie przeprowadzili kompleksową konserwację. Obraz był w sumie odnawiany, co najmniej siedem razy. Ostatni raz w pracowni Edwarda Michalskiego w Krośnie. Największym wrogiem wszelkich zabytków w naszym kościele jest wilgoć. To ona doprowadziła z czasem do niepokojących zmian na malowidle. Na warstwie malarskiej pojawiły się pęcherze, odspojenia. Poza tym aureola Matki Bożej i dzieciątka została przemalowana nieszlachetnymi materiałami (złotol). Ten proces stopniowej degradacji zapewne przyspieszała metalowa, złocona sukienka, która blokowała napowietrzanie obrazu. Pomimo ogromu prac, szerokiego frontu działań, a co za tym idzie obciążeń finansowych parafii, wraz z radąa podjęliśmy decyzje o natychmiastowej konserwacji obrazu Matki Bożej. Jak można było przewidzieć z funduszami nie było żadnych problemów. Bo przecież „Matka Boża nie tylko otwiera serca, ale i portfele”. Bardzo szybko znaleźli się sponsorzy. Dodatkowo nasza młodzież kwestowała w tym celu na cmentarzu w Święto Zmarłych. I wszystko na ten temat było jasne. W listopadzie 2014 r. zawieźliśmy obraz na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Dziełem sztuki zajęły się dwie doktorantki, panie: dr Małgorzata Nowalijska i dr Anna Sękowska. To „pełną gębą profesjonalistki”. Pani prof. Jadwiga Wyszyńska wprost powiedziała, że tym obrazem muszą się zająć najlepsi. Z wielką radością, satysfakcja i dumą jeździliśmy wraz z konserwatorami krośnieńskimi na specjalne komisje. Uczestniczyły w nich oprócz wykonawczyń pracy, największe krakowskie autorytety konserwatorskie. Wszyscy z wielkim podziwem wyrażali się na temat naszego obrazu, podkreślając, że rzadko zdarza się, aby obrazy Matki Bożej z tamtego okresu były sygnowane. Tak jak najznakomitsi lekarze omawiali przy nas wszelkie schorzenia i bolączki malowidła, a równocześnie wskazywali odpowiednie zabiegi, działania, uzasadniając ich konieczność. Oprócz profesjonalnej konserwacji równocześnie zależało nam na określeniu czasu, z którego pochodzi nasza Madonna, skoro data na sygnaturze jest wątpliwa. Jednak po analizach fizyko-chemicznych nie udało się osiągnąć takiego celu. W momencie naszych nacisków na krakowskich czempionów konserwacji, pani prof…. wprost odpaliła : „A może zostawilibyście Matce Bożej trochę tajemnicy, nie musicie przecież wszystko wiedzieć”… Pewno, że nie musimy.Oberwaliśmy po łepetynach, ale chyba nam się należało. Zatem niech dalej Matka Boża ma swoje tajemnice, a nam nic do tego. Amen. Po roku pięknej i twórczej pracy, ku radości wszystkich,cudowny obraz wrócił do Jaślisk. 20 listopada na stojąco ze łzami w oczach, Hymnem ku czci Bogurodzicy –Akatyst, powitaliśmy naszą ukochana Matkę w przecudnym jaśliskim wizerunku.
Konserwacja naczyń liturgicznych i tabernakulum.
O tym jak pobożna i wrażliwa na sacrum jest parafia i jej duszpasterze świadczą naczynia liturgiczne takie jak kielichy mszalne, puszki na komunikanty i monstrancje. Szczególnym przedmiotem liturgicznym jest tabernakulum. Jest to miejsce gdzie przechowywany jest Najświętszy Sakrament. A zatem można by tak po prostu stwierdzić to „domek gdzie mieszka Pan Jezus”. Dlatego takie miejsce powinno być szczególnie piękne i godne. W naszym kościele od pewnego czasu chyba trochę zaniedbano te sprawy. Owszem to wszystko kosztuje, ale to jest przecież tak bardzo ważne. Nie wolno tego zaniedbywać. Brak czułości i wrażliwości na sacrum choćby dotyczyło przedmiotów związanych z tą rzeczywistością z czasem może doprowadzać do desakralizacji życia i wiary, a to jest wtedy bardzo niebezpieczne. Te zaniedbania i ich skutki bardzo uwierały, męczyły i zawstydzały. Trzeba było znaleźć środki na konserwację naczyń sakralnych. I znalazły się. Natychmiast stopniowo wywoziliśmy do Krakowa do pracowni złotniczych nasze precjoza. Po powrocie trudno było poznać. Teraz zachwycają pięknem, szlachetnością i godnością. Świadczą o bogactwie parafii. I nie chodzi tu o sens materialny, ale przede wszystkim duchowy. Tabernakulum również totalnie zmodyfikowano. Stare z lat pięćdziesiątych XX w. było wykonane prawdopodobnie szybko i prymitywnie. Jedynym atutem były bardzo grube stalowe blachy ścian. Metaloplastyk pan Stanisław Nowak z Jarosławia zastanawiał się, czy aby to nie jest materiał z jakiegoś czołgu albo armaty. Kto to wie, może i tak było. Po miesiącu pracy wykonano w miarę ciekawe i chyba bardzo przyzwoite tabernakulum, stylizowane barokowo. Będzie ono w przyszłości wkomponowane w tzw. Tron Eucharystyczny, który jak mamy nadzieję w przyszłym roku będzie gotowy.
Podsumowanie roku A D 2015
Wprawdzie ostatnie trzy lata były trudne i bardzo męczące, ale rok 2015 przejdzie do historii, jako swoistego rodzaju maraton. Gonitwa prawie ze wszystkim. To wszystko, co zaplanowaliśmy, prawie się udało zrealizować. Owszem jest zadyszka, ale przecież przed nami długa zima. Można odpocząć, nabrać siły, przemyśleć wiele spraw. Na pewno pomysły będą. A jakie plany? Zapewne znowu ambitne. Ale jak niektórzy powiadają: „ Bozia ma więcej niż rozdał”, a resztę załatwi Matka Boża.